Położone na wybrzeżu Morza Czerwonego egipskie miasto Hurghada powstało na początku XX w. Do lat 80-tych XX w. Hurghada pełniła rolę osady rybackiej. Wszystko zmieniło się wraz z podpisaniem pokoju egipsko - izraelskiego w 1978 r. w Camp Dawid. Dzięki inwestorom Hurghada zaczęła się wtedy intensywnie rozwijać i przekształcać z małej miejscowości w duży międzynarodowy ośrodek turystyczny.
Hurghada składa się z następujących dzielnic: Daharu (najstarsza część z największym w okolicy bazarem), Sakkali (nowoczesna część miasta z wieloma centrami handlowymi), Village Road (najnowsza, najszyciej rozwijająca się część miasta), Sahl Hassheesh (budująca się, powstająca dopiero część Hurghady).
Zakwaterowani byliśmy w hotelu Lilly Land Beach Club (w kraju często można spotkac opis Lily Land), który położony był jakieś 16 km od centrum Hurghady. Pierwszą rzeczą na którą zwróciliśmy uwagę po przybyciu w to miejsce, to ogromna powierzchnia hotelu. Samo dojście do pokoju, który znajdował się jak dla nas "gdzieś na końcu świata" mogło przyprawić o ból nóg. Na szczęście hotel ułatwiał turystom poruszanie się po terenie przez wprowadzenie małych, cichych ośmioosobowych aut czyli meleksów, które dowoziły hotelowiczów do centrum życia Lilly Landu czyli do głównej restauracji, w której jedliśmy wszystkie posiłki, jednego z basenów, sklepów położonych na terenie hotelu, baru i plaży hotelowej. Jazda meleksem i sam spacer alejkami hotelowymi sprawiał niezłą frajdę i rozkosz dla oczu. Porażała nas bowiem zieleń i pięknie utrzymane hotelowe ogrody. Przestawienie się w lutym z naszych, polskich widoków zimowych ze śniegiem w tle, na zieleń, kwitnące krzewy i krótko strzyżoną zieloną trawę, sprężyście uginającą się pod naszymi nogami trwało u nas przez cały okres pobytu w hotelu.
Pogoda w Egipcie pod koniec lutego przypominała nam nasze ciepłe polskie bezdeszczowe lato. Ranki i wieczory były chłodne i należało wtedy ubrać się w sweter z długim rękawem i spodnie. Natomiast już po godzinie 10 rano słońce zaczynało mocniej grzać i temperatura dochodziła do 30 stopni. Wskazane jest więc smarowanie się kremami z filtrem, mimo tego, że często na plaży i przy basenie wiał wiatr i mogłoby się wydawać, że upału nie ma. Duża hotelowa plaża usytuowana jest w zatoczce i dostępnych jest tutaj mnóstwo leżaków z mięciutkimi materacami pod parasolami. Przy plaży działa bar oferujący lokalne zimne napoje i alkohole. Całość utrzymywana jest we wzorowej czystości. Posiłki serwowane przez hotelową restaurację były zróżnicowane, podane w postaci szwedzkiego stołu, oferowały szeroki wybór zup, mięs, warzyw i deserów, czyli dla każdego coś dobrego. Drażniące było natomiast to, że napoje podawane były w bardzo małych kubeczkach. Ich pojemność wymuszała wielokrotne podchodzenie do baru, widocznie był w tym jakiś cel, być może chodziło o rozruszanie turystów w ich leniwym odpoczynku lub wprowadzenie celowego ograniczenia alkoholowego w ten sposób.
Nasz pokój hotelowy utrzymany w niebieskiej kolorystyce był obszerny. Posiadał klimatyzację sterowaną pilotem, telewizor, lodówkę, balkon i łazienkę z prysznicem. Przy pierwszym wejściu do niego zniechęciał nas woń stęchlizny, ale udało się jej pozbyć, przez szybkie wywietrzenie pokoju. Łazienka przy pierwszych oględzinach lekko nas rozczarowała, wydawała się jakaś "niedorobiona" lub kafelkowana w ogromnym pośpiechu, widać było bowiem wiele niedociągnięć. Codzienna wizyta sprzątacza (w całym hotelu nie zauważyliśmy bowiem żadnej pracującej kobiety, tylko samych mężczyzn) pozwalała utrzymać pokój w czystości, a za pozostawione na łóżku "drobniaki" można się było po przyjściu spodziewać wachlarzy i harmonijek z równo ułożonych ubrań. Najbardziej wkurzający jednak okazał się muezin, który z pobliskiego minaretu nawoływał do modlitwy. Wszystko byłoby ok, gdyby tego nie robił przez głośniki i to o godzinie 5 rano. Za pierwszym razem zerwałam się z łóżka bo nie wiedziałam o co chodzi, albo więc minaret ma bardzo mocne głośniki albo hotelowe okna są słabe i przepuszczają dźwięki.
W pierwszy dzień pobytu w Hurghadzie zdecydowaliśmy się na wyjazd do centrum miasta. Wyszliśmy poza bramę hotelu na główną ulicę i wtedy się zaczęło. Każda taksówka, która nas mijała, podjeżdżała do nas do krawężnika, głośno trąbiąc by zwrócić naszą uwagę i kierowca zaczynał nas nagabywać na kurs. Uparcie jednak szliśmy dalej przed siebie usiłując złapać jakiegoś busa, gdyż jazda busem miała nas mniej kosztować niż kurs taksówką. Oczytani przed wyjazdem do Egiptu, wiedzieliśmy, że złapanie pustego busa, może się dla nas skończyć jazdą jak taksówką. Wypatrywaliśmy więc pełnego busa najlepiej z podróżującymi w środku innymi turystami. Każdy z busów, który nas mijał oczywiście hamował, trąbił a kierowca próbował nas zachęcić na kurs. W końcu zatrzymaliśmy jakiegoś i po uzgodnieniu miejsca wysiadki i ceny przejazdu wpakowaliśmy się do środka. Przypadło mi siedzenie koło kierowcy, dziwnie się czułam i w czasie całej tej jazdy byłam spięta. Kierowca mi się z boku przypatrywał a ja nerwowo reagowałam na jego dziką jazdę ulicami i towarzystwo, które wsiadało do busa co chwilę. Jazda przeciągała się, zaczęłam się obawiać czy kierowaca na pewno nas dobrze zrozumiał i czy nas nie wywiezie gdzieś na pustynię. Byliśmy w dodatku jedynymi turystami podróżującymi tym busem. Wsiadający i wysiadający tubylcy gapili się na nas, jak na jakieś dziwo a zwłaszcza na mnie. Zdawałam sobie sprawę, z pozycji jaką zajmuje kobieta w Egipcie i czułam się nieswojo. Ubrana byłam specjalnie w ten sposób by ich obnażonym ciałem zbytnio nie prowokować. Kiedy bus po raz setny zatrzymał się by zabrać grupę mężczyzn i zobaczyłam, że grupę tę stanowi garstka Arabów w tunikach do kostek, w turbanach na głowie, dzierżących kilofy w ręku zamarłam z wrażenia. Kilku z nich przed wejściem do busa wrzuciło kilofy na dach (na bagażnik) i wsiadło do środka. Bałam się odwrócić głowę i spojrzeć im w twarz a zaczęłam się modlić o prędką wysiadkę z tego pełnego atrakcji środka transportu. Kilka minut później staliśmy już w Daharze przy głównej ulicy miasta i uzbrojeni w aparat ruszyliśmy przed siebie. Spacer nie sprawił nam satysfakcji. Ruch, hałas uliczny, kurz i natrętni sprzedawcy umęczyli nas bardzo. Próby zapuszczenia się w boczne uliczki napawały strachem, bo im dalej odchodziło się od głównej ulicy, tym ludzi było mniej i budynki jakieś zrujnowane, wszędzie pełno kurzu i śmieci. Napotkany bazar wprawił nas w przerażenie, towary rozłożone były na ziemi w brudzie i w śmieciach i towarzyszył temu tłum rozgorączkowanych Arabów. Czym prędzej wycofaliśmy się stamtąd i po złapaniu kolejnego busa, kazaliśmy się zawieść do Sakkali. Tutaj widać było już inny charakter miasta. Dookoła mnóstwo sklepów, pasaży handlowych i jeszcze większa natarczywość sprzedawców.
Ceremonia targowania się i proces handlowania w Egipcie to naprawdę mistrzostwo. Sprzedawcy wręcz wychodzą z siebie i mają bogatą pomysłowość jak zmusić turystę do zatrzymania się i spojrzenia na towar. Początkowo wszystkim takim nagabującym odmawiałam z uśmiechem ale po jakimś czasie stawało się to tak męczące, że zaprzestałam oglądania się na boki i szłam prosto przed siebie nie reagując na zaczepki. Kiedy jednak już doszło do targowania się to wiedzieliśmy, że cena jaką proponuje sprzedawca jest specjalnie wysoka, po to by ją zbić. Kupowanie czegoś bez targowania się uznawane jest za dziwne i może wywołać obrazę sprzedawcy. Targowanie się zajmuje trochę czasu ale myślę, że warto to przeżyć, bo jest to specyficzna egzotyka, z którą w Polsce się nie zetkniemy. Tylko w jednym miejscu podczas naszego spacerowania spotkaliśmy się ze stałymi cenami. Przy bramie naszego hotelu znajdował się ciąg sklepów a między nimi Kairski Bazar, piętrowy sklep w którym można było wiele rzeczy kupić po przystępnych, stałych cenach, które były wywieszone a sprzedawcy pozwalali na spokojnie zapoznanie się z towarem i nie byli natrętni w zakupach. W tym też sklepie zrobiliśmy ostatnie zakupy przed wylotem do Polski. Wracając do Hurghady to nie znajdziemy w niej zabytków, w mieście znajduje się wiele sklepów i hoteli, które usytuowane jeden obok drugiego przyciągają wzrok swoimi okazałymi budynkami, specyficznymi bramami wjazdowymi i efektownym oświetleniem w nocy.
Przydatne informacje:
1 funt egipski to obecnie 0,55 zł, 1 funt dzieli się na 100 piastrów, należy uważać na banknoty 25 i 50 piastrów, gdyż są bardzo podobne.
koszt jazdy busem z nowej Hurghady do Sakkali to 5 funtów egipskich za 2 osoby, taki sam koszt jest w przypadku jazdy busem z Sakkali do Daharu.
Temperatura w dzień to od 26 do 29 stopni, wieczorem od 16 do 19, temperatura wody od 21 do 23 stopni.
kartka pocztowa to wydatek 1,2 funtów,
targowanie się - można kupić daną rzecz za 1/3 ceny startowej (ale nie należy tej ceny startowej podawać jako pierwsi)
Przejazd melexem hotelu Lilly Land