Na wycieczkę do Luksoru wybraliśmy się z tego samego biura podróży co wcześniej do Kairu. W programie tego wyjazdu znalazły się takie atrakcje jak: zwiedzanie zespołu świątyń w Karnaku, przeprawa łodzią przez rzekę Nil by zobaczyć Kolosy Memnona, spacer po Dolinie Królowych i wizyta w fabryce alabastru.
Podróż w stronę Luksoru wypełniona była dodatkowymi emocjami. Spod hotelu mieliśmy wyjechać o godzinie 3 nad ranem, niestety przez 40 minut czekania nikt się po nas nie zjawił (oprócz sprzedawcy pobliskiego sklepu, który nawet o tej godzinie siedział i nagabywał nas na zakupy). Kiedy już chcieliśmy zrezygnować i wrócić się do hotelu, podjechała do nas taksówka i kierowca rzucając hasło Luksor kazał nam wsiadać do środka. Zdziwieni wsiedliśmy i od pary Rosjan, która już tą taksówką podróżowała, dowiedzieliśmy się, że autobus nie mógł nas zabrać, ze względu na jakąs zamkniętą drogę, dlatego prawdopodobnie ustalono, że to my mamy podjechać do autobusu. Przez cały czas jazdy taksówkarz przez telefon z kimś rozmawiał. Przez ulice Hurghady pędziliśmy środkiem jezdni z maksymalną prędkością. Po jakimś czasie zatrzymaliśmy się i wyraźnie na coś czekamy, ale na pustej drodze nikogo nie ma, więc jedziemy dalej. Kierowca ciągle coś ustalając przez komórkę podwozi nas w końcu pod jakąś restaurację w której siedzi grupa turystów i też na coś czekają. Słysząc język polski zagadujemy i dowiadujemy się, że wszyscy tutaj siedzą już od 2 godzin i nie wiadomo o co chodzi. Nagle pod restauracją zjeżdża się mnóstwo busików a ich kierowcy rozsadzają nas według hoteli. Pomyśleliśmy, że pewnie wycieczka została odwołana i rozwożą nas z powrotem. Wszystkie busy ruszyły i po chwili z głównej ulicy skręciły w lewo.... na pustynię. Busem zaczęło szarpać na wszystkie strony a przez nieszczelne okna i drzwi do środka zaczął dostawać się kurz i piasek. Jechaliśmy wolniej z racji tego, że bus był dość leciwy i nie nadążał za resztą samochodów. Dookoła krajobraz pustynno-księżycowy czyli piasek, góry i dziury. W busie okazało się, że jedziemy z grupą Włochów, którym ta jazda sprawiała niesamowitą frajdę. Wkrótce straciliśmy z oczu poprzedzające nas auta i kiedy zaczęliśmy zawracać i krążyć, zorientowaliśmy się, że zabłądziliśmy. Po kolejnej próbie zawracania w piaskach pustyni, kierowca cofnął auto i w coś uderzył. Następnie wyszedł i podszedł do tylnego zderzaka, mocno w niego grzmotnął aż coś odpadło, wsiadł z powrotem i ruszył dalej przed siebie. W końcu jakimś cudem dotarliśmy do busa, który chyba na nas czekał i on poprowadził nas dalej. Mgła kurzu wewnątrz busa sprawiała już trudności w oddychaniu a Włosi zamilkli. Wszyscy zastanawiali się po cichu, gdzie my tak naprawdę jesteśmy i ku czemu zmierzamy. W oddali widać było światła Hurghady ale my ciągle miotaliśmy się w środku nocy po pustyni. Nagle wszystkie busy się zatrzymały w jednym miejscu i kazano nam wysiąść. Busy się zostały a my mieliśmy ruszyć przed siebie pieszo. Uważając pod nogi bo podłoże było miejscami zdradliwe, uszliśmy w tych piaskach jakiś kilometr za Arabem, który zdenerwowany ciągle coś wykrzykiwał przez komórkę. Drogę częściowo oświetlały nam światła Hurghady. Kiedy doszliśmy do jakiejś głównej, asfaltowej drogi zaczęło świtać. Kilka Arabów - chyba kierowników tej eskapady, zaczęło łapać przejeżdżające tą drogą busy i ulokowywać nas w tym transporcie. Wygodny bus do którego dostaliśmy się ponownie z grupą Włochów zawiózł nas prosto do Luksoru. Jazda zajęła nam około 4 godzin. W Luksorze na parkingu przywitali nas arabscy przewodnicy i okazało się, że z całej grupy Polaków zostaliśmy się tylko my i w związku z tym mamy swojego prywatnego przewodnika mówiącego po polsku, co się stało z resztą ludzi i czemu do Luksoru dotarły tylko dwa busy, to do dzisiaj pozostanie dla nas zagadką. Przewodnik poprowadził nas do wejścia i zaczęło się zwiedzanie zespołu świątyń w Karnaku. W starożytności miejscowość ta była częścią Teb, obecnie traktowana jest jako część Luksoru. W kompleksie świątynnym, który zajmuje powierzchnię ok. 3 km2 znajdują się: świątynia Amona, Montu, Mut, Chonsu i sanktuarium Ptaha. Do najważniejszych budowli Karnaku należą: Wielki Pylon z czasów XXX dynastii (IV w. p.n.e.), Wielki Dziedziniec (XXII dynastia - X-VIII w. p.n.e.), świątynia Ramzesa III (XII w. p.n.e.), Wielki Hypostyl (134 kolumny z płaskorzeźbami z XIV-XI w. p.n.e.), sanktuarium z czasów Filipa Arridajosa (IV w. p.n.e.), Sala Jubileuszowa Totmesa III (XV w. p.n.e.), święte jezioro, pylony (9), okręg Mut (XV w. p.n.e.), okręg Chonsu (klasyczny przykład świątyni egipskiej Nowego Państwa) oraz zrekonstruowany kiosk Sezostrisa (Senusereta) I z XX w. p.n.e. Budowę świątyni Amona rozpoczął Amenhotep III i była ona w ciągu następnych wieków rozbudowywana przez jego następców. Prowadziła do niej aleja z 40 sfinksami z głowami barana (jest to zwierzę poświęcone Amonowi). Każdy sfinks między łapami trzymał posąg faraona. Na końcu dochodzimy do pylonu, czyli do bramy znajdującej się pomiędzy dwoma kwadratowymi wieżami. Za pylonem rozpościera się wielki dziedziniec za którym znajduje się kolejny pylon oddzielający dziedziniec od sali hypostylowej, przed którą ustawione są dwa posągi Ramzesa II. W sali tej naliczyć można 134 kolumny o wysokości 23 metrów, które są bogato zdobione reliefami. Wszystko to wywiera na nas ogromne wrażenie. Przechadzając sie wokół potężnych kolumn, człowiek czuje się bardzo malutki. Jeżeli spojrzy się w górę to można zauważyć, że niektóre z kolumn zakończone są głowicami w kształcie kwiatu papirusa a łączące je bloki kamienne pokryte są kolorowymi reliefami. Ta część świątyni Amona powstała w XIX dynasti. Za salą hypostylową znajdują się kolejne pylony oraz starsza część wzniesiona za czasów XVII dynasti. Oprócz tego można tutaj podziwiać obeliski, dwa z nich wybudowane zostały na polecenie Hatszepsut (jeden z nich ma wysokość 30 metrów) kolejne cztery o wysokości 23 metrów powstały na polecenie Totmesa (do czasów obecnych zachował się tylko jeden z nich). Spacerując dalej dochodzimy do świętego jeziora przed którym stoi pomnik skarabeusza ufundowany przez Amenhotepa III. Spotkać tu można tłum turystów, którzy okrążają pomnik kilka razy - ma to ponoć przynieść szczęście. Tutaj zakończyło się nasze zwiedzanie z przewodnikiem, dostaliśmy czas wolny podczas którego staraliśmysię zrobić jak najwięcej zdjęć, jednak zespół świątyń jest obiektem bardzo rozległym i na dokładne zwiedzanie potrzeba więcej godzin. Kolejnym punktem naszej wycieczki był obiad (wliczony w cenę wycieczki). Podjechaliśmy do restauracji położonej nad brzegiem Nilu. Obiad w formie szwedzkiego bufetu podawany był w gorszych warunkach niż w Gizie. Po obiedzie udaliśmy się na przystań, aby łodzią przeprawić się na drugi brzeg. Stamtąd innym busem podjechaliśmy pod Kolosy Memnona. Stojące na ogromnej przestrzeni przy głównej drodze dwa posągi Amenhotepa III mają prawie 18 metrów wysokości i każdy z nich waży ok. 800 ton. Postawiono je ok. 1370 r. p.n.e. i stanowią one jedyną zachowaną część świątyni grobowej Amenhotepa III, która została zniszczona prawdopodobnie przez trzęsienie ziemi i przez obfite wylewy NIlu. Posągi przedstawiają faraona siedzącego na tronie i wykute zostały z jednego bloku skalnego. Jeżeli przyjrzymy się dokładnie kolosom, to zauważymy, że po bokach faraona wyrzeźbione są postacie kobiet, są nimi żona faraona Teja i jego matka Mutemuja. Na bocznych ścianach tronu widoczny jest relief przedstawiający dwa bóstwa obrazujące Nil. Robimy kilka zdjęć i unikając nachalnych sprzedawców wsiadamy do busa i jedziemy dalej do fabryki alabastru. Podjeżdżamy pod niewielki budynek przypominający raczej barak i po chwili ze środka wychodzi do nas Arab w turbanie na głowie i w tunice po kostki aby nas zaprowadzić pod mur, gdzie w miejscu osłoniętym od wiatru i słońca przygotowane są miejsca do prezentacji. Pod murem siedzi dwóch Arabów w kucki. Jeden z nich młotkiem rozbija skałę, drugi tę skałę gładzi pilnikiem. Całe to przedstawienie wygląda według mnie żałośnie, bo kto uwierzy w to, że to co potem oglądamy w sklepie na półkach jest wykonywane w ten ręczny sposób. Towarzysząca nam grupa Włochów przeszła przez sklep bez zainteresowania i wróciła do busa. Mnie natomiast zaciekawiły figurki skarabeuszy. Byłam zdecydowana na zakup takich większych z rzeźbionymi znakami egipskimi. Po negocjacjach z ceną wyszłam ze sklepu z 3 zakupionymi skarabeuszami, z tym, że jeden z nich, ten mniejszy stanowił wypłatę reszty z kasy, gdyż sprzedawcy albo umiejętnie kłamali lub faktycznie nie mieli jak nam wydać pieniędzy. Kiedy kierowałam się do busa, ten sam Arab, który wcześniej dokonywał prezentacji zaczepił mnie i poprowadził do miejsca, gdzie leżały odłamki alabastru. Wybrał kilka z nich, pokazał mi i powiedział, że to dla mnie "gratis". Kiedy wzięłam do ręki jeden z tych kawałków, on wcisnął mi pozostałe. Na wszelki wypadek upewniam się czy to rzeczywiście jest "gratis", on kiwa głową, biorę więc kawałki do reklamówki, dziękuję mu, odwracam się i idę do busa. Wtedy słyszę jak on do mnie woła "bakszysz" i z uśmiechem wyciąga rękę. Zaraz przypomniała mi się rada przewodnika z Kairu o której tutaj zapomniałam, aby nic nie brać do rąk. Arab dostał jako bakszysz ostatnie nasze drobne pieniądze z portfela, nie było tego wiele, więc uśmiech z twarzy szybko mu znikł. Wkrótce ruszyliśmy dalej by zwiedzić Dolinę Królowych. Jest to część tebańskiej nekropoli, w której pochowane są żony królów Egiptu i niektórych książąt z czasów końca XVIII - XX dynasti. Po opuszczeniu busa, kiedy udajemy się do bramki, otoczeni zostajemy przez sprzedawców, którzy uparcie próbują nam sprzedać różne figurki, chusty i biżuterię. Milcząc omijamy ich, starając się nie zwracać na nich uwagi, ale co chwilę któryś z nich blokuje nam drogę, na szczęście za bramką jest już pusto i spokojnie możemy udać się do pierwszego z grobowców. W czasie tego spaceru wśród malowniczych, piaskowych gór daje nam się we znaki coraz bardzie upał. Próżno szukać chłodu po wejściu do grobowca bo panuje tam jeszcze większa duchota. Grobowiec składa się z głównego korytarza od którego odchodzi w bok kilka mniejszych. Ściany są pokryte wielobarwnymi polichromiami, które przedstawiają sceny z egipskich obrzędów religijnych związanych z przejściem w zaświaty. Wszystkie grzy grobowce do których mogliśmy wejść wyglądały tak samo. Nie wiem dlaczego w całej Dolinie Królowych nie wolno robić zdjęć. To zrozumiałe dla nas, że wewnątrz grobowców jest to zakazane ze względu na ochronę polichromii, ale poza grobowcami powinno to być dozwolone, bo ukształtowanie terenu Doliny jest naprawdę piękne. Droga powrotna do busa zakończyła się ponownym atakiem sprzedawców na nas. Niektórzy z nich próbowali nawet w samochodzie namówić nas na zakupy. Odetchnęliśmy z ulgą dopiero wtedy, gdy drzwi auta zostały zamknięte i ruszyliśmy dalej. Po drodze mieliśmy jeszcze podjechać do kolejnej fabryki, ale zdecydowany sprzeciw grupy Włochów sprawił, że ruszyliśmy w drogę powrotną do Hurghady. Oceniając tę wycieczkę muszę wyrazić swoje uznanie dla tych osób z biura podróży, które w tym chaosie organizacyjnym potrafiły nad tym wszystkim zapanować i mimo wielu przeciwności udało im się dopiąć wszystkie punkty programu w jedną całość, by turyści mogli zobaczyć, to co im zaoferowano. Troszkę męczące było ciągłe przesiadanie się tutaj z busa do busa i jestem rozczarowana tym, że nie zobaczyliśmy świątyni Hatszepsut (ponoć pięknej) i że zawieziono nas do Doliny Królowych a nie do Doliny Królów. Na pewno jednak największe wrażenie wywarł na nas Karnak i to polecamy wszystkim tym, którzy jadą do Luksoru.
Przydatne informacje:
1 $ = 5,5 funta egipskiego, 1 funt = 0,55 zł,
wycieczka z biura podróży z Hurghady do Luksoru kosztowała 60 $ od osoby, bilet wstępu do zespołu świątyń w Karnaku - 65 funtów egipskich od osoby, bilet wstępu do Doliny Królowych - 35 funtów od osoby (obie rzeczy były w cenie wycieczki), dwa większe skarabeusze i jeden mniejszy (gratis) w fabryce alabastru - 50 funtów.
Film z kolebki cywilizacji, Luksor, świątynia Karnak